O Nowennie Pompejańskiej dowiedziałam się od przyjaciółki w chwili ogromnego kryzysu małżeńskiego. Dodam „małżeńskiego” – po ślubie jedynie cywilnym…
„Cywilne Małżeństwo” po urodzeniu się synka leciało jak domek z kart, konflikt rodzinny, nie odcięta pępowina męża z matką, toksyczne relacje, nieprzychylni znajomi…
Abym mogła to opisać co działo się przez dwa lata musiałabym chyba wydać książkę. Powiem tak – to było piekło. Zanim zrozumiałam co tak naprawdę się stało, jakie konsekwencje były następstwem ślubu cywilnego, bez Boga, zrobieniem sobie z męża Bożka, życiem przyziemnym w grzechu ciężkim…
Płakałam każdego dnia, nie mogłam się pogodzić, że z „miłości” męża do mnie nie było już nic, że mama i rodzina była dla Niego ważniejsza. W efekcie to dla Niej i rodziny porzucił mnie i wniósł pozew o rozwód. Przeszłam sama rozpacz mając nowonarodze dzieciątko, stan depresyjny i w efekcie swoje nawrócenie…
Kiedy już świat mi się na tyle zawalił, a jestem osobą bardzo wrażliwą, emaptyczną, emocjonalną i czułą zastanawiałam się dlaczego Bóg mnie tak kara, po co ja w ogóle żyję…
Wtedy sprawdzając skrzynkę (mieszkaliśmy w mieszkaniu wynajmowanym) na imię i nazwisko człowieka, który mieszkał przed nami w tym domu i już dawno zmarł – przyszedł różaniec Fatimski…. Niebieski piękny… otworzyłam kopertę i zaczęłam go ściskać w dłoniach, nosić ze sobą, spać z nim, tulić go… Niedłogo po tym dowiedziałam się od przyjaciółki o Nowennie Pompejańskiej i cudach jakie Mamusia czyni przez Nią…
Przez łzy, wykończona, z płaczącym maluchem, smutna i poniżona (nie miałam autorytetu żony, synowej, matki) żyłam w totalnej rozpaczy i ciemności… zaczęłam odmawiać Nowennę…
Rzecz jasna było coraz gorzej, demony szalały…
Pierwsza Nowenna była za ratowanie „małżeństwa” – jako, że ono małżeństwem dla Boga nie było, Nowenna nie została wysłuchana (rozwód za tydzień)
Druga Nowenna była w intencji mnie samej – o uzdrowienie psychiki, myślenia, serca, o uwolnienie mnie od tego wszystkiego i tej rozpaczy… żalu… rozpamiętywania…
Po ukończeniu tej Nowenny stopniowo zaczęłam być uzdrawiana… Przystąpiłam do Spowiedzi Generalnej z całego życia. Mamusia coraz rzadziej pozwalała aby złośliwości i rany słowne wpływały na mnie do tego stopnia co zawsze… coraz mniej płakałam, coraz bardziej byłam spokojna… znosiłam wiele dzielnie, pokornie… w najgorszych chwilach, kiedy słyszałam od męża masakrycznie raniące słowa, zamykałam oczy i widziałam Jezusa…. smutnego, pokornego… w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym… jak jest wyszydzany, katowany, ile on musiał znosić…. widziałam Jego smutny lecz pełen miłości wzrok, jak podnosi głowę powoli i patrzy na to wszystko… Wtedy nauczyłam się milczeć. Przestałam ciągnąć dyskusje, zaostrzać konflikty, upierać się na swojej prawdzie, milczałam i w sercu i myślach mówiłam „Dziękuję Ci Panie za to cierpnienie, bo Ty jesteś ze mną, wybaczam mu, to nie On… przecież to Diabeł przez Niego działa, uwielbiam Cię Panie za to, że jesteś, za to, że wiem to…” – stawałam się coraz bardziej silniejsza….
Przyjełam Szkaplerz Karmelitański, Matka Boża podsuwała mi tyle pomocy… szczególnie filmów i konferencji na yt X Dominika Chmielewskiego i X Piotra Glasa… z Nimi wszystko analizowałam, rozeznawłam, dochodziłam prawdy, odpowiedzi na każde pytanie serca, duszy, rozumu…
Zaczęłam godzić się z rzeczywistością… Odpuszczać tą rodzinę, która tak mnie krzywidziła…
Miałam tę łaskę wzięcia udziału w Rekolekcjach w Radiu Maryja, które prowadził x Dominik Chmielewski. Tam odpowiedział mi na pytania, udzielił wskazówek co powinnam zrobić a przede wszystkim rozwiał me wątpliwości aby być z meżem mimo wszystko, wyniszczając się na oczach naszego dziecka… Uświadomił mi, ze ojciec biologiczny nie musi być moim mężem na siłę, bo ja tak tego chcę… że być może Bóg celowo tak wszystko aranżuje bym nie była z tym człowiekiem… że to nie ten mężczyzna… ojciec dziecka to ten co kocha Jego matkę najpierw, potem dziecko, i uczy w domu miłości i szacunku, wychowuje, jest…. a awantury i toksyczna relacja to jest gorsze niż by synek nie miał w domu mamy i taty razem…
A za męża cywilnego powinnam się modlić o Jego nawrócenie, gdyż mężczyzna, który nie ma Jezusa w sercu na pierwszym miejscu nie jest odpowiedni do małżeństwa i rodziny…
Od tych rekolekcji zaczęło wszystko się uspokajać we mnie… wyprowadzka, zgoda na rozwód, zaczęłam dbać o siebie, zaczęłam czuć się jak kobieta, jak człowiek… zakochałam się w Jezusie i Maryi… planuję przyjać Niewolnictwo Maryi za miesiąc…. Oddałam się na ponowne urodzenie siebie i synka przez łono Maryi… Co czwartek spotykam się w Godzinie Świętej z Jezusem w Ogrójcu…
Konflikt z matką męża i Jego rodziną trwał nadal i mimo moich starań, modlitw, nie udało się z nimi pojednać, po prostu to było przesądzone, że nie ma miejsca dla mnie w tej rodzinie oraz fakt, że jestem sama od 2 lat… słyszałam wiele jeszcze bolesnych słów od meża, bardzo przykrych, niesprawiedliwych, przekleństw, tego, że mnie nie kocha. Już byłam pewna, że demony władają Jego duszą…
Dlatego kolejną nowennę odmówiłam o uwolnienie go od zła…
To była najtrudniejsza Nowenna, gdzie już miałam się poddać z braku sił i przeciwności aż tu nagle ukazał mi się świetlisty różaniec abym nie zostawiała tej Nowenny… skończyłam ją resztkami sił…
Mąż złożył pozew o rozwód, nie zmienił się całkowicie, lecz zauważyłam, że ograniczył alkohol i papierosy, mniej mnie ranił, jakby się trochę uspokoił…
Ziarno zasiałam. Oddałam go Maryi, od pół roku noszę kwiaty Maryi do Kościoła w pierwsze soboty miesiąca 3 róże za mnie za Niego i naszego synka…
Po tej Nowennie – dostałam wiele łask… z mężem mamy lepsze relacje, głównie odnośnie naszego syna i organizowania czasu. Awantury się skończyły, słowa bolesne też, już prawie ich nie słyszę… Ja zaczęłam układać życie na nowo, jestem sama, lecz Mamusia stawia na mojej drodze cudownych ludzi, poznałam samych aniołów i kazdego dnia otrzymuję od Nich wsparcie… ogólnie wstaję na nogi, ludzie mówią, że promienieję, wychodzę z domu, niedługo mam nadzieję, że pójdę do pracy, synek do złobka, biorę udział w rekolekcjach i rozeznaję pewną znajomość z Wojownikiem Maryi czy aby to nie ten jedyny… czuję, że Mamusia układa mi życie na nowo… 🙂 jestem szczęśliwa i może też zakochana? 🙂
Oddaję wszystko w Jej ręce. Godzę się na wolę Bożą i daję się prowadzić Jej i Jezusowi każdego dnia bez zastrzeżeń 🙂 AMEN!
POLECAM KAŻDEMU – MAMUSIA WIE CO DLA NAS NAJLEPSZE!!! Ona wie, czego my potrzebujemy 🙂 Ja czuję, ze dostaję nowe zycie jako nowa, lepsza osoba…
Ewa